WROCŁAWIANIE NA PĘTLI DRAWSKIEJ
Dodane przez redakcja dnia 14 majaa 2009 07:59
Kolarze mieli do wyboru 3 dystanse: 85, 152 oraz 301 km!

9 maja 2009 w Choszcznie koło Stargardu Szczecińskiego odbyła się druga po Żądle Szerszenia edycja Pucharu Polski w Maratonach Szosowych. Zawody na najdłuższym dystansie wygrał Andrzej Głowacki z Elbląga (średnia prędkość 36 km/h) a ogromny sukces osiagnął Krzysztof Kohyt siódmy open i trzeci w M4 wrocławianin .
Szesnasty open i pierwszy w M5 na rowerze MTB był Krzysztof Łańcucki "Klan" , którego obszerną relację zamieszczamy poniżej. Drugi w tej kategorii był Zenon "Szerszeń" Janiak.

A w dekoracji kobiet na 300 kilometrowej trasie uczestniczyły tylko wrocławianki: pierwsza Joanna Liczner, druga Małgosia Rajczyba i trzecia Irena Kosińska.

Na giga pokazali się jeszcze między innymi Andrzej Witkowski, Henryk Zięba i Robert Musaszi Patkowski.
Rozszerzona zawartość newsa
Wyjazd z Wrocławia tradycyjnie w piątek, bo jest do przejechania 350km samochodem. Jest nas w samochodzie trzy osoby – Irenka , Pepe który dojechał z Gliwic i ja.

Pogoda ładna, wyjazd około 10-tej, więc podróż przebiegła przy małym natężeniu ruchu szybko i w miłej atmosferze. O godz. 16-tej jesteśmy już przy Sali Sportowej w Choszcznie – razem z wiosenną burzą. Pierwsze spotkania i rozmowy, potem zakwaterowanie i spacer po miasteczku – czystym, miłym, z atmosferą sprzyjającą rowerzystom. Małe szaleństwo - pyszne ciacha i lody.

Po odprawie zakupy i kolacja, a rano tradycyjnie sprawdzanie sprzętu przed maratonem i na start. Pierwsza grupa – same wybrane orły, w drugiej mieszanka z Asią, naszą wrocławską mistrzynią z przed dwóch lat. Jadę w trzeciej grupie o godz. 8.10, o godz. 8.15 Szerszenie z Zenkiem, nasze dziewczyny Gosia i Irenka z Wrocławia o godz. 8.20 i następne grupy.

Nie ukrywam, że mam tremę jak początkujący maratończyk. Jadę w tym roku na rowerze innym pozostali koledzy na wypasionych szosach i wszyscy z pewnością jadą po jak najlepszy wynik, bądź to w swojej kategorii, bądź w klasyfikacji open.. czy uda mi się z nimi dojechać do mety? Dzięki sędziom start odbywa się szybko, sprawnie i grupa po grupie wyskakujemy na trasę.

W Choszcznie ulice zabezpieczone przez policję i chwała im za to.

Już początek pokazuje, że jazda będzie szybka, odjeżdża dwóch - Paweł z Danielem i jadą przed nami w zasięgu wzroku. Lekko z wiatrem, a średnia do Szczecinka około 40km/h. Niestety w Kiełpinie słyszę za sobą trzask i zatrzymuję grupę! Leży Zbyszek nr 39. Nie jest wesoło, dzwonię do Janka i proszę o karetkę i auto po rower. Sadowimy przytomnego kolegę w rowie, (nie chce aby ktoś z nim został). Po maratonie wiem, że ma złamany obojczyk i będzie składany na śruby. Pech, ale nikt nie był winny tego śliźnięcia.

Mijamy 1-szy punkt kontrolny w Drawsku Pomorskim, na którym tylko uzupełniamy płyny i bierzemy banany. Za Złocieńcem przed nami pokazała się grupa rowerzystów, lekko przyspieszamy i doganiamy powoli grupę II. Łączymy się za Czaplinkiem, jest ich ośmioro z Asią, a nas siedmiu – więc powstała idealna 15-to osobowa grupa.

Na drugim p-kcie w Szczecinku krótki, ale treściwy postój, odsączamy się, robimy zapasy na trasę do Łobza, zgarniamy Pawła z Danielem, zostawiamy załamanego Remika – przetarta kompletnie opona, i znów kręcimy. Za miastem grupa rwie się na małe zespoły. Proponuję współpracę na odcinku który jedziemy pod wiatr. Jest akceptacja, prowadzimy na zmianę całą grupę, pracujemy solidnie, no może kilku kolegów trochę mniej, oszczędzamy Asię – ważne, aby się z nami trzymała jak najdłużej, ale Mistrzyni nie dawała za wygrane i też się rwała do prowadzenia!

Bardzo solidną pracę włożyli Paweł, Andrzej, Arek i nr 44 Artur zdecydowanie mniejszą Jurek. Jest nas piętnastka, z tym, że dochodzą 5 i 6, a później 14-ka, ale też i odpada kilka osób. Spokojnie po raz drugi odjeżdża Daniel z Pawłem i do mety dojechali kilka minut przed nami. Jazda nadzwyczaj spokojna, ale szybka. Na pewniaka jadę za każdym dając zmiany, nikt nie zmienia tempa, nie szarpie i nie rzuca kierownicą. Pełne zaufanie i współpraca ostrzeżenia przed dziurami i przejazdami kolejowymi były normą. I znów nasuwa mi się pytanie. Co ja tutaj robię? Razem z Arkiem jedziemy na dziwolągach wymyślonych przez Orgów razem z ,,szosowcami”.

W Łobzie na ostatnim PK krótki postój, napełniliśmy bidony, po bananie lub kanapce i w drogę na ostatni odcinek - tylko 64km. Niestety za Węgorzynem Asia ma upadek, piła wodę z bidona i się ,,gibnęła”. I znów grupa czeka, Asia się zbiera, jest lekko przytarta na prawej stronie, ale jedzie dalej. Fakt jeszcze kilka km i zostaje sama, lecz dojeżdża do mety kilkanaście minut po nas.

Jedziemy znów razem aż do Recza. Tu ja odpuściłem, zaczęły mnie łapać skurcze, więc nie ryzykuję sezon dopiero się zaczął, a przed nami jeszcze wiele maratonów. Na mecie do grupy straciłem około minutę, więc jestem w ścisłej czołówce. Dziękuję Wam koledzy, jazda z Wami to przyjemność. .Kolejność nie jest ważna, wszyscy zadowoleni z prawie jednakowym czasem i punktami. Przed nami rozegrał się finał, a wygrał go sympatyczny Andrzej, mistrz sezonu 2008 i myślę, że i sezonu 2009. GRATULACJE.

Następnie przyjeżdżają już ze stratą około 30min Szerszenie z dzielnym Zenkiem z grupy IV-tej.

Jestem bardzo zmęczony i odwodniony, piję mikroelementy z sokiem z ogórków, pomaga. Jadę do Internatu, kąpiel i czyste ciuchy. Powrót już samochodem na metę i jazda trasą maratonu pod prąd, aż do spotkania ze znajomymi, mijam się z Pepe, Robertem z Iławy i Irenką. Razem z Rolandem i Asią pozdrawiamy ich i mobilizujemy do końcówki.

Wieczorkiem znów się spotykamy na ognisku przy jez. Miedwie. Smaczne kiełbasy i kapitalne kaszanki wspomagane płynami z mikroelementami, jakże pomocnymi do utrzymania równowagi …. chemicznej w organizmie, rozmowy o wrażeniach z trasy, o przyjętej taktyce i .. .. .t.d.

Rano o piątej w pokoju zamieszanie, na dworze burza, a my jesteśmy wściekle głodni, zjadamy śledzie w oleju z cebulką cały duży słoik z chlebkiem i masełkiem, gorąca herbatka i znów drzemka do 8.30

Na godz. 10-tą idziemy na zakończenie imprezy w sali sportowej, odbieramy medale, dyplomy i zwycięskie puchary.

Wrocław jak zwykle wypadł bardzo dobrze zwłaszcza w kategorii kobiet. Asia – Gosia – Irenka - całe pudło nasze!!

Moja ocena tego maratonu.
Oznaczenie trasy inne niż normalnie, lecz tak jak podano na odprawie, każdy dostał trasę i mapkę, a znaki drogowe były bardzo czytelne. B.D.

Trasa została wyznaczona przez bardzo ładne tereny Pojezierza Drawskiego, a drogi mało ruchliwe. Asfalty w bardzo dobrym stanie, a kostka na krótkich odcinkach była dla nas urozmaiceniem . B.D.

Punkty kontrolne usadowione w dobrych miejscach i bufety dobrze zaopatrzone. B.D.

Zakończenie i puchary jak zwykle - dlaczego tak mało i tylko za I-sze miejsca?

Nagrody - po zakończeniu rozlosowane szybko, więc już o godz. 11-tej wsiedliśmy do samochodu i w drogę powrotną.

Gratuluję organizatorom i bardzo dziękuję w imieniu całej grupy wrocławskiej. Postaramy się w przyszłym roku znów Was odwiedzić.

Teraz znów dwa tygodnie samotnych treningów i do zobaczenia w Świnoujściu na ultramaratonie nadmorskim.

Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia na trasach
Krzysztof -Klan
tekst pochodzi z http://www.supermaraton.org/

Pełne wyniki Link